niedziela, 22 listopada 2009

2 języki

Białoruś kojarząca się z językiem białoruskim ma praktycznie niewiele z nim wspólnego. W stolicy nie znajdziecie ani jednej (!!) szkoły nauczającej w tym języku. Wykładanie w nim ogranicza się do wybranych przedmiotów i kierunków na studiach.

Wybierającym się do Mińska i innych większych miast polecam zabrać ze sobą rozmówki polsko- rosyjskie, a już najbardziej nastawić się na usłyszenie mieszańca białorusko- rosyjskiego : trasiankę.
Dziwny to twór- mieszanka białoruskiej fonetyki z rosyjskim słownictwem i składnią. Nie jest objęty w żadne normy, toteż każdy posługuję się nim jak tylko chce. Nawet sam prezydent tak zachwalający język rosyjski jako ten "bardziej ucywilizowany" posługuję się trasianką, kalecząc przy tym i język rosyjski i język białoruski.
W urzędach, sądach, administracji, w większości sklepów- wszędzie króluje rosyjski. Dla porównania w 1996 75% szkół w Mińsku prowadziło nauczanie w języku białoruskim, a teraz? Dzięki polityce Łukaszenki od 2003 nie ma ani jednej!

Gdzie więc w tym wszystkim miejsce białoruskiego?
Chyba głównie w kręgach inteligencji i opozycjonistów, w twórczości pisarzy, poetów. Jako "żywy" powszechnie używany jest na wsiach i małych miejscowościach, w szkołach z białoruskim językiem nauczania (znajdują się one raczej daleko poza głównymi miastami) i na niezależnych portalach (np. Nasza Niwa, SvabodaKnihi ). Swoją drogą, że na każdym z nich ta białoruszczyzna jest inna ;) W wyniku wielu reform ortograficznych i gramatycznych, jedne z nich trzymają się starych zasad, drugie nowych, a jeszcze inne ustalonych przez siebie ;)

Najbardziej mnie smuci fakt, że język powinien spajać mieszkanców, budzić w nich patriotyczne nastroje, poczucie wspólnoty, a zamiast tego- dzieli. Dzieli społeczeństwo na tych, którzy jako atrybut swojej tożsamości narodowej uważają mowę, jaką sie posługują i na tych, którym to obojętne, byle by się władza nie czepiała.

Skoro wygląda teraz ta sytuacja, to aż strach pomyśleć co będzie jak się władza nie zmieni?
No ale jestem optymistycznej myśli :)

sobota, 21 listopada 2009

Językowe co nie co

Oto jakie niespodzianki kryje język naszego wschodniego sąsiada:
  • Nasze orzechy włoskie to po białorusku.... orzechy greckie ! (Hreckija arechi - грэцкiя aрэхi)
  • Upart jak osioł? Niekoniecznie! Na Białorusi bardziej uparte są barany! (Upercisia jak baran - упeрцiся як бaрaн).
  • Szukasz białego kruka? Na Białorusi go nie znajdziesz! Rzadka książka prędzej zostanie "białą wroną" (Biełaja varona - Бeлaя вaрoнa).
  • Nie zdziw się, jak w restauracji kelner zaproponuje Ci "suche wino"(suchoje vino- сухoe вiнo)- chodzi po prostu o nasze wino wytrawne.
  • Wielkanoc? Nie do końca... Na Białorusi prędzej świętuje się "Wielki dzień" - Вялiкдзeнь.
  • Jak ktoś się skarży na swój żywot (жывoт) wcale nie oznacza, że dopadła go jesienna depresja ;) "Żywot" to po białorusku brzuch.   
  • Konduktor propnuje Ci przejażdżkę "miękkim wagonem"(miakki vahon - мяккі вагон)?- nie przestrasz się, wcale nie znaczy że w połowie trasy stanie się z nim coś dziwnego."Miakki vahon" to po prostu wagon I klasy. Zaś wagon 2 klasy nazywa się "twardym wagonem"(cviordy vahon - цвёрды вагон)- zapewne odnosi się to do wygody tamtejszych foteli ;)
  • "Do siódmych potów"- Białorusini to pracowity naród, więc i robią wszystko wiecęj, bo "do dziesiątych potów" (da dziesiataha potu - да дзесятага поту).
  •  Jeżeli tamtejszy nauczyciel każe wam zapommnieć (zapomnić - запомніць) wszystko o czym mówił na lekcji, wcale nie znaczy, że system oświaty na Białorusi jest łagodniejszy dla uczniów. "Zapomnić" to białoruskie zapamiętać!
  • Za naszą wschodnią granicą panują również inne zjawiska przyrody, jest tzw. ślepy deszcz (slapy doždž - сляпы дождж) -nie ma obaw, nikogo nie oślepia ;) Tak nazywają mieszkańcy deszcz w czasie słońca.