Białoruś kojarząca się z językiem białoruskim ma praktycznie niewiele z nim wspólnego. W stolicy nie znajdziecie ani jednej (!!) szkoły nauczającej w tym języku. Wykładanie w nim ogranicza się do wybranych przedmiotów i kierunków na studiach.
Wybierającym się do Mińska i innych większych miast polecam zabrać ze sobą rozmówki polsko- rosyjskie, a już najbardziej nastawić się na usłyszenie mieszańca białorusko- rosyjskiego : trasiankę.
Dziwny to twór- mieszanka białoruskiej fonetyki z rosyjskim słownictwem i składnią. Nie jest objęty w żadne normy, toteż każdy posługuję się nim jak tylko chce. Nawet sam prezydent tak zachwalający język rosyjski jako ten "bardziej ucywilizowany" posługuję się trasianką, kalecząc przy tym i język rosyjski i język białoruski.
W urzędach, sądach, administracji, w większości sklepów- wszędzie króluje rosyjski. Dla porównania w 1996 75% szkół w Mińsku prowadziło nauczanie w języku białoruskim, a teraz? Dzięki polityce Łukaszenki od 2003 nie ma ani jednej!
Gdzie więc w tym wszystkim miejsce białoruskiego?
Chyba głównie w kręgach inteligencji i opozycjonistów, w twórczości pisarzy, poetów. Jako "żywy" powszechnie używany jest na wsiach i małych miejscowościach, w szkołach z białoruskim językiem nauczania (znajdują się one raczej daleko poza głównymi miastami) i na niezależnych portalach (np. Nasza Niwa, Svaboda, Knihi ). Swoją drogą, że na każdym z nich ta białoruszczyzna jest inna ;) W wyniku wielu reform ortograficznych i gramatycznych, jedne z nich trzymają się starych zasad, drugie nowych, a jeszcze inne ustalonych przez siebie ;)
Najbardziej mnie smuci fakt, że język powinien spajać mieszkanców, budzić w nich patriotyczne nastroje, poczucie wspólnoty, a zamiast tego- dzieli. Dzieli społeczeństwo na tych, którzy jako atrybut swojej tożsamości narodowej uważają mowę, jaką sie posługują i na tych, którym to obojętne, byle by się władza nie czepiała.
Skoro wygląda teraz ta sytuacja, to aż strach pomyśleć co będzie jak się władza nie zmieni?
No ale jestem optymistycznej myśli :)